Fot. Andrzej Rostek |
Kilka lat temu w poszukiwaniu przygód i pięknych dzikich zwierząt byłam w Indiach Centralnych. Tamtejszy park narodowy to istny raj dla fotografów i obserwatorów przyrody. Miejsce to opisane jest w słynnej Księdze Dżungli Kiplinga a National Geographic kręcił tam sagę o rodzinie tygrysów. Jednym z symboli parku jest przesympatyczny miś – postać z książki o imieniu „Balu” – to wargacz, który znany jest głownie z tego, że swoje potomstwo nosi na plecach.
Pojechałam tam prywatnie, bez grupy, jedynie z moim przyjacielem Andrzejem (do wszystkich destynacji moich wypraw, najpierw jeżdżę na rozeznanie, by zbadać wszystkie ścieżki, opcje noclegowe i ułożyć trasę na tip-top). Aby zobaczyć większość gatunków żyjących w gorącym, tropikalnym klimacie, trzeba wejść do dżungli w nocy, wtedy, gdy spada temperatura a one wychodzą na żer. To często główny punkt programu wpraw, m.in. na Borneo czy do Kostaryki.
Przyzwyczajeni do nocnych wędrówek tropem zwierząt, po zapadnięciu zmroku postanowiliśmy wyruszyć na fotografowanie nieba i gwiazd na sawannie. Na szczęście podzieliśmy się tymi planami z lokalnym przewodnikiem. Uśmiechnął się skromnie i powiedział: „To fajnie, ale pare miesiące temu dokładnie w tym miejscu 2 młode tygrysy zabiły i zjadły kozę. Musiały być bardzo wygłodniałe, bo jeszcze przez cały następny dzień mieszkańcy wioski patrzyli przerażeni na ich ucztę. O tu, przy tej drodze jadły.” No i nici z naszych zdjęć i nocnej wycieczki. Na szczęście indyjska „Księga Dżungli” ma bardzo wiele do zaoferowania. Zdjęcia rozgwieżdżonego nieba zrobiliśmy bezpiecznie z tarasu i platformy na drzewie, a tygrysy obejrzeliśmy na safari. Były przepiękne!